Dialekt mazowiecki - Kurpie
Tekst gwarowy — Kadzidło 2
Halina Karaś   
Tekst nagrał Karol Samsel, przepisała Jolanta Janusz, weryfikacja zapisu i opracowanie - Halina Karaś.

Informator: Marianna Staśkiewicz, ur. w 1928 roku w Zalesiu k. Myszyńca. W Kadzidle mieszka od dzieciństwa (od trzeciego roku życia). Poetka, artystka ludowa (zakres jej prac to: kierce, palmy wielkanocne, bukiety, kwiaty z bibuły, koronki, postacie sakralne). Wielokrotnie nagradzana, w tym wyróżniona medalem "Zasłużony dla Kultury Polskiej".

Więcej informacji o Mariannie Staśkiewicz na stronach: http://www.zsp-kadzidlo.pl/regionalizm/regionalizm.htm; http://www.powiat.ostroleka.pl/stronki/artysci/staskiewiczma.html


O zwyczajach

Bo kiedyś u nas tutaj takie były
zwycaje,
jek w polu robili, pielenie, kopanie, przy każdej robocie takiej, to tam było trzy, cztery kobiety, cy wiencej, to śpiewali głośno piusonki. Tak było słychać, a przeważnie jak były młode dziewczyny to wtedy jeszcze tego śpiywu było wiency, ale i starse to tak było wesoło. Znów wyjechali do zarenczyn młodzi, to
kedyś to zawsze było w sobote, te zarenczyny, to jechali to beze las, śpiywali, take echo sło, bo głosno
śpiewywali. Tygo śpiywu było bardzo duzo. Jak zimowo poro, jak był post czy na świenta, na Boże Narodzenie, na na Wielkanoc na... to sie zbiyrali sąsiedzi i śpiewywali tak. Śpiywu było bardzo dużo. Kiedyś ludzie tak jak któś robił w polu, było grabienie czy tam jakieś żniwa, coś, a somsiad skończył, to nie pytał sie cy tam potrzebny jes, czy mu zapłaco czy jak. Tylko szed i do pomocy. I tak ludzie sobie pomagali w każdej... Teraz tak tego... może nie ma takiej potrzeby, bo so maszyny i taktory, a kiedyś to rencznie była ta robota, ale tak ludzie ludziom pomagali, jak sie dowiedział, że gdzieś potrzeba no to szed i...
A jak to było tam na gospodarstwie, proszę powiedzieć. Jak to rodzina pracowała?
No rodzina, do cego kto
buł zdolny, w miare swojech sił, no, gospodarz, gospodyni no to i zajmówała sie tym, co... Gospodarz przeważnie w polu, jak zimowo poro to przy
oporządku, krowom dać, no tam konie pilnować. No a gospodyni w domu, a jak latem no to ji gospodyni trzea było plyć bo... no co... było dużo roboty ze lnem. Teraz to wszystko sie kupi, a kedyś trzea było wszystko wypracować. To z tom lnem to była... no cały rok kobiety miały co robić. Bo na wiosne było zasiane, trza było
plyć dwa, nawet tszy razy, zeby tyn lyn był cziysty, bo później by włókno było... No niedobrze by było, trzea było go dobrzy wyplyś, później rwać, mocyć, tłuc, rozpościyrać, później trzyć, klepać, no, to juz do
lystopada to była taka robota na dworzu. A później to juz siec, trzea było prząść i tam inne cynności robić i... I tak że, że do wiosny to było... żeby to płótno uszykować to była robota. Tkać, to kobiety miały take, takie zajęcie zawsze w domu.
Nie brakowało pracy w domu?
Nie brakowało. Do tego zawsze był taki zwyczaj, że śniadanie to kartofle gotowaliy i tam kapuste, tam cóś. Na kolacje o tak samo, to dwa razy na dzień ugotować to tyż trzea było troche. No bo i i tom, tom świniom, teraz to parniki i inne chowanie jest, a przedtem to trza było w kuchni, w garku, w garkach nagotować, we wiadrach, żeby to nakarmić wszystko to było dużo roboty. Trzea było rano wstać, no, ja wiem, o piontej żeby sie obrobić, może i wcześni i takie, było roboty wiencej.

Na Kurpsiach kiedyś to
nieli duzo ludzie dzieci i duzo było
krześniaków. A ludzie byli
bziydne to takich wykupów nie dawali tylo tak jak na
Zielganoc, bo to na Zielganoc te wykupy były. No to placka
napsiekli,
blachów, ile w psiekarnik wesło i sześć i tam ile ji siedem ji zbzierali jajka. Jek kury naniosły ziencej no to było ich ziencej, a jek mało, no to jak przysed krześniak po wykup, w drugi dzień, bo w psiersy to nie, ale w drugi to przysed krześniak po wykup. To jajków nakrasili, ile tam nieli. Tak
glonyk placka, jak nieli duzo tych jajków to temu krześniakowi dali tam ze sześ czy łosiem ji dziesieńć, a jak nieli mało to i dwa ji trzy, tyz starcyło, ale tyn wykup tak... Jak te dzieci poprzynosili te wykupy, to sie wtedy tak ciesyli, a chwalili,
chtóry ma wionksy bochenek placka, chto wiyncy jojków dostoł, tych, to kruki nazywali, bo były krasone. Ale jedni nieli tak daleko tego krześniaka, az w łOlsynach, to szesnaście kilometrów no i ten krześniak nie przysed to trzeba jemu zazieść. No i po kościele zebrali sie te krzesne i pojechali do tych łOlsyn.