Dialekt małopolski - Sieradzkie
Tekst gwarowy — Woźniki 2 PDF Drukuj Email
Alina Kępińska   

Opowiada p. Marianna Szczepanik (gw. Szczepanicka, por. w zanotowanej, nie nagranej wypowiedzi sąsiada: a ta szczepanicka mieszko tu w tym czerwunym dumu), ur. 8 IX 1916 r. w Woźnikach i mieszkająca w tej miejscowości przez całe życie, z wyjątkiem pięcioletniego pobytu w czasie wojny na robotach w Niemczech. Łączyła pracę na roli z obowiązkami krawcowej. Podobnie czynił jej zmarły dwadzieścia kilka lat temu mąż, który oprócz tego, że był rolnikiem, trzydzieści lat pracował jako robotnik w bezpośrednim sąsiedztwie własnego gospodarstwa przy regulacji rzeki Warty. Obecny adres – w wyniku przyłączenia wsi do miasta – Sieradz, ul. Złota 36.

Wypowiedź p. Marianny Szczepanik została podzielona na sześć fragmentów: I. O informatorce, II. O pracy na roli, wykopkach i dożynkach, III. O pierzoku, IV. O jedzeniu, V. O ślubie i weselu, VI. O Wielkanocy.


O pracy na roli, wykopkach i dożynkach





Kartofle sadziło się wiosną czy jesienią?
No w kwietniu najwiyncy, w kwietniu
Co trzeba było z tymi kartoflami zrobić, jak podkiełkowały?
Acha, posadziło sie, no nie, i w rządkach, no nie, no to później tak, przejechał gospodarz i żeby, jak
uny już powychodziły troszke, to przejechał gospodarz i je troche tak jeszcze przykrył
I to się nazywało, że co się robiło?
Jak to znów powiedzić? no, nie umie pani, wiem wszysko
Obradlić?
Obradlić, pani więcej wie jak ja
Obradlić czy obredlić?
Obredlić, obredlić, obredlić, tak. To jak mówie, że troche tak o, przykryli, no nie, jak już wypuszczały troche. I obredlali, tak. No i jak urosły, rozkwitły, wykwitły, no juz późnij, to sie kopało
dziabkamy, zaro, te kartofle, no nie. A później to już były maszyny
A to sąsiedzi pomagali?
Pomagali sobie, tak. Jak ja poszłam do kogoś, no nie, ze dwa dni, tam jeszcze do kogoś, jeszcze do kogoś, to późnij znowu do naszygo poprzychodzili, no i sie, dziabkami sie wykopało i
przywiezło sie do domu kartofle. Pani, bardzo dobrze było, mówie pani
Taka była wspólna praca
Tak, tak, no. Tak samo i żyto kosili, jedyn drugiymu pomagał, bo było tag raźniej i chciało sie wiyncy, no nie. Nie, najpiyrw dziabkami takimi sie kopało i tyz dobrze było, pani. Było z pięć, ze sześć razym rzyndym, kobiety, no nie, każdy miał swoją dziabke i każdy swoją rajke, i sie szło i sie kopało
dziabko, tak, w koszyki, a mężczyźni znowu nosili do
woza, wysypywali. No późnij już było troche lepij, bo były maszyny, maszynami troche sadzili już, no.
Czy po żniwach to były jakieś dożynki?
No, były tyż, były tyż takie dożynki, ale to mało było, wiy pani. Dożynki, to, jak by teraz tak zrobili u nas w
remizy, no nie, te dożynki, to tu pore
wiosków
przyleci do tego. No to znowu gdzie indzij, znowu pójdą na jakieś tam zabawy inne
To w czasie tych dożynek wieńce składali?
Wieńce składali, nawet do kościoła pownosili takie wieńce
I w tym wieńcu co było?
No jedyn wieniec był ze
żyta, drugi był z owsa, trzeci był z pszenicy. No i zawieźli do kościoła, a co ksiądz z tym zrobił, to nie wiym. Może kury miał i
I zawieźli i zostawiali u księdza?
Zostawiali, nie brali z powrotem. Nie brali do domu, nie
I to każdy gospodarz musiał zawieźć?
Nie, nie, nie, nie, to tak
wzini jakiygoś tam gospodarza, wybrali którygoś, i
zeby z wozym był, z końmi i tam włożyli te, te tego
wiyńca, to to, i zawieźli do kościoła.
Ja tyż dziękuje pani, że pani tak przyszła i porozmawialimy.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »