Teksty gwarowe
Lasowiacy Tekst 6: Obróbka lnu PDF Drukuj Email
Izabela Stąpor   

Wieś: Mazury

Nagranie i zapis: Izabela Stąpor

Informatorki:Genowefa Makusak i Emilia Adamczyk, członkinie zespołu "Mazurzanie".

Emilia Adamczyk; zamieszkała w Mazurach, gmina Raniżów; urodzona w 1949 r. w Mazurach; nigdy na dłużej  nie wyjeżdżała. Rodzice pochodzą z Raniżowa, mąż z Mazur.
Genowefa Makusak; zamieszkała w Mazurach, gmina Raniżów; urodzona w 1948 r. w Mazurach; nigdy na dłużej  nie wyjeżdżała. Rodzice pochodzą z Mazur, mąż z niedalekiej Zielonki.

 

 

 

Na wiosne
cza
było go posioć. Sioło sie lean na Świeatygo Wojciecha. To musioł być już zasiony loan, późni cza było go 
piaknie
wyplewić, no bo len, jakby chwasta 
zawalyła
, to by nic z tygo nie było. Jak jus urós, to wtedy rankiami cza było wszystko 
wydżyć
, wywionzać w 
snopecki
takie sie
wionzało
. Późni te snopki stawiało sie w dziesiontki i te dziesiontki stoły na polu, jaz wyschły.
No potam, jak juz wyschło, było suche, juś sie wiezło do chałupy. I w stodole, na klepisku rozkładało sie te snopki i cepomy sie co z grubsa ło... 
łoczepało
, tak łobiło. A co reśto, to potam 
kijankom
cza było na pniocku, wszystko te snopki poprawić. No i jak jus sie to wszystko łobiło, jus nie było tygo 
ziorka
w tym lnie, no to sie brało, jechało pole i cza było to rozciongać. Na łunce cy na jakiem ścirznisku. I to lezało czy tygodnie. Jas jus potam było takie, takie jus przygnite to, bo to musiało, to paździerze łodejść od... od włókna. 
Tak, tak, musioł być nadgnijaty. Mówili downi: Ło, 
spróbowaam
mianki
jest, bedziemy zbirać. No i jak sie ten len zebrało, to sie przywoziło do chałupy i w jesieni 
kobity
– nawet na polu – rosstawiały na słonku, zeby był taki łoszczejsy troche i w tych miondlycach rakiamy to wszystko sie gnietło. Jak juz był przygnieciony taki, to późni na cierlycy do cysta sie te paździora cyściło.
Jak juz
było z tych paździor odarty, wtedy na cesorce kobity cesało. Bo musiało być samo włókno milutkie, cyściutkie, gotowe do przedzienia. I to skrencało sie w takie 
gosztki
ładne. Gospodyni wiozała w płachte i wynosiła do 
kómory
i to lezało do zimy. W zimie – jak był cas – to wtedy było wielkie przedzienie.
To przychodziły baby, sosiady ze wsi tak, blyskie, które sie znały. No i se tam łopowiadały rózne zecy, co sie dzieje we wsi i tak se to przondły. No i to czy było i na płachty i na spodnice. Bo potam sie niesło do tkoca, no rózności sie robiło s tygo lnu.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »