Dialekt mazowiecki - Łowickie
Kultura ludowa PDF Drukuj Email
Ewelina Kwapień przy współudziale Alicji Dyl oraz Piotra Wysockiego   
Spis treści
Kultura ludowa
Budownictwo
Wnętrze chałupy łowickiej
Tkactwo
Strój łowicki
Ozdoby papierowe
Obrzędy doroczne i rodzinne

Łowicka sztuka ludowa – tkactwo (Alicja Dyl)

Tkactwo znane Księżakom od najdawniejszych czasów było powszechnym zajęciem kobiet i dorastających dziewcząt, które uczyły się tej sztuki od swoich matek. Tkaczka musiała zapoznać się z technikami i narzędziami pracy, a także poznać tajemnice tego zawodu. Przede wszystkim wyrabiano płótno i tkaniny wełniane.

 

Len

Len był najbardziej przydatnym surowcem w gospodarstwie. Termin siewu przypadał między ósmym a piętnastym maja. Siemię, nasiona lnu, poddawano starannemu oczyszczeniu na pałatkach, czyli skrzyniach o wymiarach 1m x 2 m, w której znajdowały się sita z otworkami. W środku znajdował się też mechanizm, składający się z wałka o kształcie świdra z wmontowanymi młoteczkami. Przy poruszaniu korbą, młoteczki poruszały się, powodując przesuwanie ziarna. Wtedy wpadały one do sitka i przesiewały się. Siemię oczyszczano także za pomocą płótna. Wałek grubego płótna kładziono na desce, wysypywano ziarno i rozwijający koniec podnoszono do góry. Oczyszczone ziarna spadały po płótnie, a nieczystości i chwasty zaczepiały się o nierówności. Była to praca czasochłonna i żmudna.

Tak przygotowane siemię skrapiano wodą święconą i mieszano z ziarnami z główek lnu święconych w dzień Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia). Po uprzednim przygotowaniu gleby można było posiać ziarna, przestrzegając trzymania ziaren w trzech palcach i rozsiewania przed sobą na polu szerokości 4, 47 m. W tym momencie często przestrzegano gospodarza słowami „jak będzies sioł lin, to zapni osporek, zeby się w lnie nie udoł śpiorek” (chwast, zwany złotkiem, który niszczył młodą roślinkę, okręcając się jej na łodyżce). Len był gotowy do zbioru zwykle w lipcu, gdy łebki uzyskiwały brązowo-złotawy kolor. Wyrywano go ręcznie i cienką warstwą układano na ziemi. Po kilku dniach przewracano na drugą stronę, aby dobrze wysechł, wiązano w snopki i układano w kozły. Po zwiezieniu snopeczki układano na klepisku i uderzano w łebki cepami. Następnie wymłócano lnianą słomę drewnianym wałkiem zwanym gocką. Wytrząśnięty len wiązano powrósłem i zwożono do rzeki czy rowu.

Wiązki układano blisko siebie i dociskano deską i kamieniami, aby dobrze nasiąknęły wodą. W zależności od temperatury wody len musiał być tak zanurzony od kilku do kilkunastu dni. Następnie len zbierano i rozwieszano przy gospodarstwach na koziołkach, pozostawiając do wyschnięcia. Często len dosuszano w piecach chlebowych, co powodowało pożary.

 

Pocieranie

Kolejnym etapem przygotowywania lnu było międlenie zwane też pocieraniem. Była to czynność, która gromadziła kobiety i dziewczęta w jednym gospodarstwie. Międlenie odbywało się od rana w letni dzień na powietrzu, a kończyło wieczorem zwykle huczną potańcówką. Do międlenia lnianej słomy służyła cierlica.

Składała się ona z dwóch części podstaw górnej, zwanej zwierzchonkiem i dolnej. Cierlica wbijana była w ziemię, a jej wysokość można było regulować w zależności od wzrostu kobiety. Podstawy złączone widełkami i kołeczkiem mogły się poruszać, gdy trzymało się za rączkę górną podstawę. Koniec cierlicy zawiązywany był powrósłem i zawieszano na nim kamień w worku zwany babą, zapobiegało to spadaniu cierlicy ze słupka przy silnym naciskaniu górną podstawą w czasie pocierania. Odbywało się ono następująco: dużą garść słomy lnianej należało uformować i uciskać cierlicą, łamiąc poukładaną słomę, czemu towarzyszyło głośne, rytmiczne stukanie. Potartą garstkę lnu nazywano pogarstką. Dalszą pracę przy klepaniu i czesaniu lnu wykonywała już zwykle sama gospodyni.

 

Klepanie

Potarte garstki lnu następnie klepano. Lewą ręką podtrzymywało się wiązki lnu położone na stole, a prawą ręką trzymane drewniane klepadło. Kształtem przypominało ono miecz jednostronnie zaostrzony, uderzano trzy razy kantem prostopadle do włókien i dwa razy w dół pod kątem ostrym, wytrząsano i przekładano na drugą stronę.

 

Czesanie

Kolejnym etapem było czesanie lnu. W II połowie XIX wieku posługiwano się drewnianymi szczotkami własnej roboty. W wieku XX można było już kupić szczotki ze stalowymi igłami grubszymi bądź cieńszymi. Mawiano, że pierwsze są scotkami do tłuściennego płótna, a drugie do pacesnego [Świątkowscy 1996, s. 48]. Zwykle dwa typy szczotek umieszczane były na jednej desce 70 cm x 20 cm.

Czesanie polegało na przewiązaniu garstki lnu sznurkiem i zdarciu pakuł z końców, które nazywano też zdzirami bądź zdziorami. Najpierw czesano len na grubszej szczotce i otrzymywano pakuły tłuścinne, a ze szczotki cienkiej otrzymywano paceśne. Jedna garstka lnu nadająca się do przędzenia na cienkie płótno lub na brązki (na osnowę tkanin wełnianych) powstawała z czterech garstek wyczesanego lnu. Przygotowane tak garstki skręcano w kształt serca, aby się nie potargały. Pozostałe pakuły, oddzielnie wytrząsano z paździerzy klepadłem, układano na desce i formowano w kądziele.

 

Przędzenie. Kołowrotek

Po tak długiej pracy można było przejść do etapu właściwego, czyli przędzenia. Odbywało się ono za pomocą wrzeciona o kształcie krążołkowatym. Twierdzi się, że w Łowickiem wrzeciona zaginęły w wieku XVIII, gdyż na początku wieku XIX używano już pruskich, pionowych kołowrotków, które nie przyjęły się powszechnie. Kołowrotek zwany też kółkiem skonstruowany był następująco: „koło o średnicy 40 cm (1), z rowkami na obwodzie, a w środku z ośką żelazną i szprychami, było umocowane na ramionach (2), obsadzonych na desce (3) (...). Deska ta oparta była skośnie na trzech nogach (4). Do dwóch z nich przymocowany był próg (5). Ten z kolei łączył się z clapokiem (6). Do niego zaś była przytwierdzona suka (7), która łączyła się z ośką przy kole. Na końcu górnej deski umocowana była babka (8) z wałkiem na śrubę, a na niej poprzeczna beleczka (9) z pionowymi słupkami (10) na końcach. W połowie słupków umocowane były pionowe słupki do zawieszania sierki (11) z tulejką metalową i cewką. W sierkę powbijane były haczyki z drutu stalowego, na które zaczepiało się nitkę, a ta z kolei okręcała się na cewce.

Cewka zaś składała się z trzciołki (części, na którą nawijało się przędzę) i dwóch krążków, z czego większy miał rowek. Taka cewkę wkładało się na tuleję z gwintem na końcu, zakręcało dodatkowym krążkiem, również z rowkiem i nakrętką w środku. Sierki z cewką i kołek połączone były za pomocą sznura, który wprowadzało się w rowki dookoła dwa razy, a końce zawijało się lub zszywało. Do całości potrzebna była przęślica w kształcie kątownika (12), wetknięta jednym końcem w deskę, w drugim mająca otwór, w który zakładało się krynziołek (13) z nawiniętą na niego kądzielą z pakuł lub z lnu” [Świątkowscy 1996, s. 50]. Kółko wprowadzało się w ruch ręką, obracając je w dół. Wtedy prawą nogą uruchamiało się clapok, następnie on unosił się po czym znów się go przyciskało itd. Ruch clapoka przenosił się na sukę, która obracała koło, poruszając sznurki, a co za tym idzie sierki i cewkę. Nogi wprawiały kółko w ruch, ręce zaś formowały powstającą nić. Gotowy kawałek nici okręcano na cewce, zaczepiano na sierkach, przewlekano przez tulejkę i dołączano do kądzieli, zachowując wolny ruch koła. Prawą ręką równało się nić oślinionymi palcami, a kciukiem i palcem wskazującym lewej ręki przytrzymywało się nić, aby się nie wyślizgiwała.

Okres przędzenia rozpoczynał się w październiku, a czas od listopada do lutego nazywano przędzeniem kądzieli. Odbywało się to nawet w nocy, jeśli trwały jeszcze prace polowe. Był to zatem cztery miesiące bardzo intensywnej pracy w każdym gospodarstwie. Z tym czasem wiązało się jednak wiele uciech związanych z chodzeniem z kądzielą. Kawalerowie odwiedzali dziewczęta kądzielnice i opowiadali baśnie, legendy, śpiewali czy wróżyli. Najpowszechniejszą zabawą było palenie klor, czyli dużych gałek lnu, które kładziono obok siebie i nadawano im imiona zwykle par, osób zakochanych i tych „mających się ku sobie”. Gałki, które dopalając się podrywały się w góry zapowiadały wesele.

 

Motanie

Kiedy powstały już nić, aby je odpowiednio przygotować do użycia trzeba bądź przechować, należało je nawlec na motaki. Najdawniejszy typ to motak krzyżowy. „Składał się on z dwóch listew, o wymiarach 3 cm x 6 cm x 140 cm, zakończonych poprzecznymi deszczułkami-korzystkami” [Świątkowscy 1996, s. 51]. Listewki układało się na krzyż i stawiało się na 75 cm koziołku. Motanie rozpoczynało się zaczepiając cewkę o motaczkę (drut), zawiązywało nic i trzymało prawą ręką, a lewa odpychało widełki.

Jeden obrót to pełne opasanie motaka nitką dookoła. Czterdzieści nitek składało się na jedno pasmo, które przewiązywano paśnicą (skręcony z kilku nici sznurek) i dalej się motało. Jeden łokieć to dwadzieścia pasm. Większa ich ilość zdjęta z motaka i skręcona nazywana była przędzionami. „Cienkich nici uprzędzonych z lnu motano po dwa łokcie, z pakuł paceśnych - po łokciu i dziesięciu pasm, z grubych pakuł- po łokciu” [Świątkowscy 1996, s. 51]. Innym rodzajem był motak zwany chodzonym czy kracanym, który stawiano na stołeczku lub skrzyni i obchodzono. Z jednej strony zakończony był on 40 cm korzystką (poprzeczką), a z drugiej widełkami zwanymi kracokiem.

Nitkę zaczepiało się najpierw o kracok, następnie o korzystkę z lewej strony, znów o kracok i o korzystkę z prawej strony. Jedną długość liczono jako dwukrotne obwiązanie nici na motaku (długość motaka to 140 cm). Trzeci typ motaka miał 70 cm długości i z obu stron zakończony był korzystkami. Używając tego motaka należało zahaczać nici najpierw z lewej strony korzystki A, potem za korzystkę B i krzyżując zamotać następnie po prawej stronie korzystki A. Jedną długość stanowiło czterokrotne opasanie motaka.

 

Pranie

Aby przędziona były odpowiednio przygotowane i miały biały bądź brązowy kolor należało je wyprać np. w popiele z drewna topolowego lub dębowego. Popiół mieszano w balii lub kopance z wodą, przędzina rozkręcano i zanurzano w niej. Po kilku godzinach wyjmowano i gotowano w saganach, a następnie jeszcze wypalano w piecach chlebowych. Tam pozostawały na kilkanaście godzin. Trzeba je było co jakiś czas rozgarniać kosiorem używanym do rozgrzebywania słomy czy wygarniania perzowin. Po wypieczeniu zawożono przędziona do ponownego wymoczenia w rzece, a jeśli był już mróz w przeręblach. Potem wykręcano przędziona z wody, a w domu moczono w wodzie z dodatkiem nafty. Ostatecznie suszono len na powietrzu rozwieszając na płotach i drągach. „W okresie międzywojennym przędziona prano już w ługu (sodzie kaustycznej) i wygotowywano w polewanych saganach” [Świątkowscy 1996, s. 52]. Przędziona po wysuszeniu skręcało się, wytłukiwało gocką, rozdzielało wszystkie nici, zakładało na wijadła i tworzyło odpowiednie kłębki.

 

Zwijadła

Wijadła najczęściej dopasowane były do rozmiarów motaków. Na koziołku z trzema nogami montowano dwie listwy o wymiarach 2 cm x 5 cm x 150 cm. Na ich końcach wkładano patyczki. Na ramionach trzymano przędziona, rozciągano nic z paśnicy i zwijano.

 

Konopie i wełna owcza

Poza lnem do wyrobu nici używano jeszcze dwóch surowców: włókien konopnych i wełny owczej. Z konopi otrzymywano dłuższe włókna niż z lnu, ale ich uprawy zaprzestano z powodu nieprzyjemnego zapachu, który wydzielały w czasie moczenia. Wełna za to była bardziej popularna, gdyż w każdym gospodarstwie trzymano kilka owiec. Z czasem jednak hodowla przestała się opłacać, dlatego zaczęto ściągać lepszą gatunkowo wełnę z Anglii. Była ona cieńsza, przez co łatwiej się urabiała. Wełnę grubszą wykorzystywano zamiast waty w ubraniach zimowych: tołubach, spencerach i futrach.

 

Farbowanie

Aby można było tkać z wełny piękne, różnobarwne łowickie „pasiaki” należało najpierw oddać ją do krosa- farbiarni. Tradycje farbiarskie w Łowiczu sięgają aż 1380 roku. Już wtedy istniał tam cech farbiarzy i tkaczy. Farbiarnie dysponowały barwnikami roślinnymi, trwałymi i niezmywalnymi. W latach dwudziestych XX wieku stosowano barwniki chemiczne, były one jednak nietrwałe i szybko płowiały na słońcu. Kobiety najczęściej chciały ufarbować materiały na te kolory, które dostrzegały w przyrodzie. Dlatego często przywiązywały do wełny kwiatek z ogrodu, który był dla farbiarza żywą próbką. Barwiono nie tylko nową wełnę, lecz także starą ze sprutych, niemodnych „pasiaków”. Najciekawsze nazwy używanych farb to: gąsiockowa, zieleńziwa, mechowiutka, ostróżkowa ciemna, besikowa, besowiutka, niebowa, niebowiutka, pawikowa, tabaczkowa, sannicka, łysa, łysiutka, debeltowa, ciałowa, trawkowa, leljowa. Popularne były także domowe sposoby barwienia tkanin do czego używano: kory dębowej, baziek z olszyny i topoli, mchu, łusek cebuli i pestek słonecznika.

 

Krosno i przygotowanie do tkania

 

Snucie i snowadła

Do snucia przystępowano, kiedy przędza była pozwijana. Należało dokładnie wyliczyć ilość nitek, aby nie brakowało wątku i nie pozostawało zbyt dużo postawu. „Snowadła składała się z dwóch ramion, z poprzeczkami o wymiarach 170 cm x 180 cm, mocowanymi na ośce, o średnicy 5 cm, która jednym końcem opierała się o ziemię, a drugim o powałę izby. Po rozłożeniu ramion na krzyż, zamocowywano dwie listy o wymiarach 3 cm x 6 cm x 120 cm, u dołu z dwoma kołeczkami i u góry- z trzema.

Snowadle ustawiało się pośrodku izby, koniec górnej ośki przybijano do belki kawałkiem skóry, dolny zaś opierał się na ceglanej podstawie. Listwa górna była umocowana na stałe. Od niej rozpoczynało się snucie i robiło przebierkę; położenie dolnej było natomiast zmienne i zależało od ilości ścian. Jedna ściana miała 4 m długości” [Świątkowscy 1996, s. 57]. Do snucia potrzebna była także deseczka przypominająca klepadło zwana przebierką.

Miała ona dwadzieścia otworów, przez które przewlekano nici, następnie wszystkie zawiązywano i zakładano na pierwszy kołeczek górnej listwy. Snucie rozpoczynała przebierka. Dwie nici przekładało się na pozostałe kołeczki. Ramiona snowadeł kilkakrotnie okręcano, w zależności od ilości zaplanowanych ścian prowadzono przebierkę na kołeczkach dolnej listwy i prowadzono nici znów do góry. Każda ściana liczyła cztery okna (jedno okno od ramienia do ramienia). Na osnucie jednej ściany potrzeba było dziesięć pasm. W zależności do tego w jaką płochę miało się tkać płótno, tyle trzeba było mieć nitek, np. tak zwaną „siedemnastkę” tkano z 1020 nitek.

 

Płochy

Płochami nazywano grzebienie tkackie. Miały one pręciki z trzciny, umocowane za pomocą sznurka w deseczkach. W połowie XIX wieku pojawiły się płochy z pręcikami metalowymi. Płochy miały około 70 cm długości i różniły się grubością pręcików i szpagatu, przez co określane było ich przeznaczenie, np. „jedenastka” używana była do tkania płótna na worki i materiału wełnianego na nospy, angiery, gorsety, spencerki, jubki i kaftany, „dwunastkę” używano do wyrobu najcieńszego płótna lniano-bawełnianego, „trzynastkę” i „czternastkę” do płótna grubego tłuścinnego; „piętnastka” i „szesnastka” to płótna paceśnego; „siedemnastka” i „dwudziestka” do cienkiego płótna z lnu, „osiemnastka” i „dziewiętnastka” do tkania „pasiaków” na kiecki i spodnie męskie. Im drobniejsze pręciki w płosze, tym gęściej utkane płótno.

 

Nicielnice

Nicielnice były niezbędne przy wyrobie płótna i tkanin wełnianych. Do lat trzydziestych XX wieku gospodarze wyrabiali je własnoręcznie. Składały się one z biernioka, czyli sznurka skręconego z dwóch lnianych nitek i z krosienka, które tworzyła deska 2 cm x 20 cm x 60 cm, pręt o średnicy 2 cm i igła, jakiej używało się przy robieniu siatek na ryby. Nicielnicę robiło się do połowy, a następnie dorabiało pozostałą część.

Były to przyrządy uniwersalne, gdyż płochy były inne do różnych gatunków lnu, a nicielnice do „osiemnastki” można było wykorzystać przy „trzynastce”. Zostawało wtedy po prostu kilka wolnych oczek. Nicielnice były jednak dość nietrwałe, ponieważ oczka szybko się przecierały. Aby przedłużyć ich żywotność, wprowadzono metalowe oczka. Najstaranniej wykonane były nicielnice do wełny, w których wykorzystywano nawoskowany bierniok. „Na krosienka do nicielnic zakładano dwie loski- pręty z jednej i drugiej strony. Z boku prętów było obierzmo- mocny sznurek zrobiony z nici” [Świątkowscy 1996, s. 59].

 

Krosna

Krosna, w przeciwieństwie do kołowrotka, który stał w izbie cały rok, wnoszone były do warsztatu tkackiego na wiosnę. Stały one obok ławy, przy oknie, aby gospodyni miała dobre światło. Warsztat tkacki, na którym wyrabiano płótno i wełniaki zwano też krosnami lub staciwami. Składały się one z następujących części: „dwóch ław (1) łączonych trzema spągami (2) i zatykanymi klinami o wymiarach 90 cm x 140 cm x 160 cm, na których spoczywało całe urządzenie, nawój (3) dla przędzy, wałek (4) do nawijania tkaniny, podnóżek związany z nicielnicami (5), ramiona dla zawieszenia nicielnic (6) i bidla (7) z płochą. Przy końcach nawoju były kręgi (8), które służyły do zatrzymywania przędzy, aby się nie zsuwała, oraz dodatkowo trzeci krąg z kołeczkami do zapierania i kręcenia nawoju (9)” [Świątkowscy 1996, s. 60].

Do nawijania przędzy na nawój służyła retka, czyli dwie listwy z kołeczkami i zwierzchonką z rowkiem. W początkowej pracy przy krośnie brało udział cztery osoby, w tym dwóch mężczyzn. Jeden z nich ciągnął przędzę zapierając się nogami o spągę i powoli popuszczał raz jedną, raz drugą ręką. Drugi mężczyzna obracał krąg z nawojem.

Kobiety trzymały retkę i uważały, aby przędzą równomiernie rozkładała się na nawoju. Przy nawijaniu wełny podkładano w tym celu pod nici gazety. Nawijanie trwało nieraz kilka godzin. Następnie zakładano osnowę za przednią spągę i wyciągano przebierkę, a w jej miejsce wkładano listewkę przywiązywaną do nawoju.

Wtedy przystępowano do nabierania w nicielnice. Robiły to zawsze dwie osoby. Jedna podawała nici parami tak jak schodziły ze snowadeł, a druga rozdzielała je, kierując raz w oczka jednej, raz w oczko drugiej nicielnicy, zawsze zaczynając od prawej.

 

Bidła

Po nabraniu nici w nicielnicę i w płochę zawieszano bidła i zakładano do środka płochę. Bidła tworzył spód, zwierzchonka, listwy boczne i jedna górna, opartej na ławach. Można było je podnosić i opuszczać dzięki otworom, w które zatykano kołeczki po połączeniu z górną listwą. Nici zawiązywało się na dolnej spądze i zsuwało. Następnie zakładało zarabiace, czyli kawałek grubego płótna z warkoczykami, który znajdował się na końcach płótna. Do tkania używano trzciołek - cółek i cewek. Po uprzednim przygotowaniu można było zasiąść do pracy. „Siadało się na deskę (żegnając się święconą wodą) opartą na ławach lub na przystawionym stołku, gdy krosna były krótsze i naciskało się podnóżki, lewy- lewą nogą, prawy- prawą nogą. Podnóżki były podwiązane do nicielnic. W czasie tej czynności powstawał ziew, przez który przesuwało się wątek. Nici wątkowe wiło się na kółku odejmując przęślicę z krynziołkiem, a w tulejkę zakładało okrągły patyczek, na który zakładało się cewki i wiło nici. Następnie wkładało się je do czółenka i przesuwało prawą ręką ku lewej przez ziew, dobijało bidłami i znów zmieniało ziew (...). Przez wykonanie tej czynności powstawał splot krzyżowy- płócienny” [Świątkowscy 1996, s. 62]. Aby przędza się nie mechaciła pocierano ją gotowanymi ziemniakami lub smelką z mąki żytniej i pocierano szczotką do sucha. Bez płótna własnej roboty, nie można było się obejść, wyrabiano go więc naprawdę dużo. W okresie Wielkiego Postu zajmowano się tym całymi dniami i wieczorami. Była to bardzo staranna i żmudna praca. Żadna wprawiona gospodyni nie mogła sobie pozwolić na plascki, czyli nie powciągane brzegi. Utkane płótno wybielano.

 

Wyroby

Z gotowego płótna wyrabiano elementy stroju łowickiego. Szyto z niego dla mężczyzn: koszule, portki, kamizelki, spencerki, sukmanki (płaszcze), a dla kobiet: parciaki, fartuchy, gorsety, jubki. Na użytek domowy wyrabiano także: obrusy, poszewki, powłoczki, prześcieradła, ręczniki, płachty, derki, worki. Na każdą część odzieży przeznaczano inne płótno. Najbardziej oszczędzano płótno cienkie. Kobiety rozbiły z niego tzw. ciałko, górną część koszuli, a dolna, czyli nadołek, którą zakrywała już kiecka robiono z płótna grubego.

 

Tkanie pasiaków

W pierwszej połowie XIX zapoczątkowano tkactwo lniano-wełniane. Z tych tkanin robiono powszechnie znane łowickie „pasiaki”. W zależności jaką część garderoby zamierzano tkać, należało przygotować odpowiednią osnowę. Nici musiały mieć idealną grubość i być uprzędzone nie za keto(mocno skręcone), a to potrafiły tylko najlepsze tkaczki. Przędziona nie prano, jedynie moczono w sodzie. Przy tkaniu pasiaka nitki musiały być mocno naprężone, to dawało gwarancję, że nici się nie skurczą, będę równe i że nie porobią się ziaby, czyli nierówności. Wełniaki w pasy zwano brążkami. Posługiwano się dwoma technikami tkania: na jedną i dwie nici. Były to sposoby na tyle charakterystyczne, że rozpoznawano po tym kto z jakiej pochodzi parafii. Tkanie w dwie nici częściej można było spotkać w zakładach przemysłowych, dlatego też te parafie, które uznawały tę metodę częściej kupowały gotowe tkaniny w Łowiczu. Kobiety tkające jedną nicią pogardliwie komentowały ten fakt, mówiąc, że „kupna kiecka to łach”. „Pasiaki” tkano najczęściej na wiosnę, ponieważ przygotowano stroje na wiele zbliżających się okazji i świąt np. Wielkanoc, Boże Ciało, I Komunię i inne. Każda młoda panna, wychodząc za mąż musiała już posiadać kilka kiecek, fartuchów do pasa i na odziew.

Pod wpływem nowych pomysłów zręcznych tkaczek moda na kolory „pasiaków” zmieniała się. I tak, jak podaje tradycja, dwudziestoletnia Franciszka Malczykówna- Burzyńska ze wsi Błędów wprowadziła modę na pomarańczowe tło „pasiaka”. Około 1925 roku Józefa Gorzkowska kolor pomarańczowy zastąpiła szafirowym, fioletowym czy bordo. Dotąd najpopularniejszym kolorem pasiaka jest zielony, który około roku 1930 użyła go Katarzyna Kamińska [Świątkowscy 1996, s. 44-45]. Pojawiła się ona w takim pasiaku w niedziele na mszy w parafii Zduny. Nowa moda szybko rozeszła się po okolicznych wsiach i kolor zielony przyjął się jako wzorcowy dla łowickich „pasiaków”.



 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »